– Dan,
naprawdę myślę, że to zły pomysł – powtórzyłam po raz kolejny, podczas naszej
wędrówki do klubu, która w moim mniemaniu, dłużyła się w nieskończoność.
W odpowiedzi na tę sugestię usłyszałam jedynie głośne westchnięcie. Za chwilę zacieśnił uścisk naszych dłoni i przyspieszył kroku.
– Chcesz się pokazywać w takim stanie? Przemyśl to – dodałam pospiesznie, mając nadzieję, że zmieni zdanie. Jednak Dan nie odezwał się ani słowem, bardziej skupiając się na tym, by przepchać się przez tłumy ludzi stojących, nie wiadomo po co, wzdłuż chodnika.
– Właściwie to jesteśmy już na miejscu – zakomunikował i skinął głową w kierunku wejścia, nad którym widniał duży transparent z nazwą klubu.
Na ten widok byłam przekonana, że ze zdziwienia będę musiała zbierać szczękę z ziemi, a oczy siłą upychać pod powiekami, by przypadkiem nie powypadały.
– Chyba zwariowałeś. Nie stać nas na samą wejściówkę, a co dopiero coś do picia. Poza tym, zobacz jaka jest kolejka. Zanim ją miniemy, zamkną już ten pieprzony Eden. – Nie mogłam uwierzyć, że odważył się na zaproponowanie mi tak ekskluzywnego miejsca. Zazwyczaj przychodzili tu ludzie, którzy znaczyli coś na tym świecie, byli ambitni, a na swoich kontach mieli spore sumki. My z kolei nie mieliśmy nawet tej jednej głupiej karty kredytowej, a pieniądze trzymaliśmy w słoiku po ogórkach, choć i on często świecił pustkami. Kluby, które odwiedzaliśmy śmierdziały potem, ściany były wilgotne, w łazienkach ukrywały się spragnione przygodnego seksu pary, a po kątach obstawali dilerzy narkotyków próbując nieudolnie zamydlić oczy podejrzliwym gapią.
Otrząsnęłam się z chwilowego osłupienia i spojrzałam w kierunku Dana. Najwyraźniej był z siebie dumny, ponieważ uśmiech coraz bardziej rósł na jego twarzy.
– Kochanie… – odparł, nie ukrywając rozbawienia. – Ile razy mam Ci powtarzać, że mam wtyki dosłownie wszędzie. Wchodzimy za darmo, bawimy się za darmo, chwytasz? – Roześmiał się i objął mnie ramieniem, a już za moment obserwowałam z dezorientacją jak wita się z ochroniarzem i prowadzi z nim krótką pogawędkę, która w gruncie rzeczy mało mnie interesowała. Zaraz po tym przepchnął mnie przez bramkę, a sam szedł tuż za mną. Usłyszałam za sobą niezadowolenie ludzi wyczekujących na wejście do środka i wcale się temu nie dziwiłam. Też byłabym wściekła tkwiąc godzinami w niekończącej się kolejce, aby ujrzeć, że inni, jak gdyby nigdy nic, wchodzą sobie do środka nie czekając, tak jak reszta. Gdzie tu sprawiedliwość?
Wnętrze lokalu oblane było czerwienią oraz czernią zawartą w niewielkich detalach wystroju. Nie czułam się tu swobodnie i miałam nieuzasadnione wrażenie, że ludzie gapią się na nas, jak na dziwaków. Nieuzasadnione, bo tak naprawdę wcale nic takiego nie miało miejsca. Nikt nie zwracał na nas uwagi, tylko w mojej głowie tkwił ten nieprzyjemny obraz. W końcu nie wyglądaliśmy na „ludzi sukcesu” - wręcz przeciwnie.
– Zaczekaj tu, przyniosę coś do picia. – Dan usadził mnie na jednej z wolnych lóż, a sam w mgnieniu oka zniknął w tłumie świetnie bawiącego się towarzystwa.
Podparłam łokieć o blat stolika i ułożyłam głowę na dłoni wpatrując się tępo przed siebie. Jeśli miałabym większy wpływ na swojego chłopaka, z pewnością ten wieczór spędzilibyśmy w domu, być może wylegując się w łóżku i oglądając jakiś wspólnie wybrany film. Nie czułam się najlepiej. Dobra passa po mefedronie od Chrisa nie trzymała się mnie zbyt długo, mimo, że przed wyjściem uraczyliśmy się z Danem kolejną kreską białego proszku. Teraz pozostał mi jedynie dyskomfort w przegrodzie nosowej i złe samopoczucie. Kompletnie nie miałam ochoty na zabawę, a patrząc na roztańczone pary na parkiecie robiło mi się słabo.
W odpowiedzi na tę sugestię usłyszałam jedynie głośne westchnięcie. Za chwilę zacieśnił uścisk naszych dłoni i przyspieszył kroku.
– Chcesz się pokazywać w takim stanie? Przemyśl to – dodałam pospiesznie, mając nadzieję, że zmieni zdanie. Jednak Dan nie odezwał się ani słowem, bardziej skupiając się na tym, by przepchać się przez tłumy ludzi stojących, nie wiadomo po co, wzdłuż chodnika.
– Właściwie to jesteśmy już na miejscu – zakomunikował i skinął głową w kierunku wejścia, nad którym widniał duży transparent z nazwą klubu.
Na ten widok byłam przekonana, że ze zdziwienia będę musiała zbierać szczękę z ziemi, a oczy siłą upychać pod powiekami, by przypadkiem nie powypadały.
– Chyba zwariowałeś. Nie stać nas na samą wejściówkę, a co dopiero coś do picia. Poza tym, zobacz jaka jest kolejka. Zanim ją miniemy, zamkną już ten pieprzony Eden. – Nie mogłam uwierzyć, że odważył się na zaproponowanie mi tak ekskluzywnego miejsca. Zazwyczaj przychodzili tu ludzie, którzy znaczyli coś na tym świecie, byli ambitni, a na swoich kontach mieli spore sumki. My z kolei nie mieliśmy nawet tej jednej głupiej karty kredytowej, a pieniądze trzymaliśmy w słoiku po ogórkach, choć i on często świecił pustkami. Kluby, które odwiedzaliśmy śmierdziały potem, ściany były wilgotne, w łazienkach ukrywały się spragnione przygodnego seksu pary, a po kątach obstawali dilerzy narkotyków próbując nieudolnie zamydlić oczy podejrzliwym gapią.
Otrząsnęłam się z chwilowego osłupienia i spojrzałam w kierunku Dana. Najwyraźniej był z siebie dumny, ponieważ uśmiech coraz bardziej rósł na jego twarzy.
– Kochanie… – odparł, nie ukrywając rozbawienia. – Ile razy mam Ci powtarzać, że mam wtyki dosłownie wszędzie. Wchodzimy za darmo, bawimy się za darmo, chwytasz? – Roześmiał się i objął mnie ramieniem, a już za moment obserwowałam z dezorientacją jak wita się z ochroniarzem i prowadzi z nim krótką pogawędkę, która w gruncie rzeczy mało mnie interesowała. Zaraz po tym przepchnął mnie przez bramkę, a sam szedł tuż za mną. Usłyszałam za sobą niezadowolenie ludzi wyczekujących na wejście do środka i wcale się temu nie dziwiłam. Też byłabym wściekła tkwiąc godzinami w niekończącej się kolejce, aby ujrzeć, że inni, jak gdyby nigdy nic, wchodzą sobie do środka nie czekając, tak jak reszta. Gdzie tu sprawiedliwość?
Wnętrze lokalu oblane było czerwienią oraz czernią zawartą w niewielkich detalach wystroju. Nie czułam się tu swobodnie i miałam nieuzasadnione wrażenie, że ludzie gapią się na nas, jak na dziwaków. Nieuzasadnione, bo tak naprawdę wcale nic takiego nie miało miejsca. Nikt nie zwracał na nas uwagi, tylko w mojej głowie tkwił ten nieprzyjemny obraz. W końcu nie wyglądaliśmy na „ludzi sukcesu” - wręcz przeciwnie.
– Zaczekaj tu, przyniosę coś do picia. – Dan usadził mnie na jednej z wolnych lóż, a sam w mgnieniu oka zniknął w tłumie świetnie bawiącego się towarzystwa.
Podparłam łokieć o blat stolika i ułożyłam głowę na dłoni wpatrując się tępo przed siebie. Jeśli miałabym większy wpływ na swojego chłopaka, z pewnością ten wieczór spędzilibyśmy w domu, być może wylegując się w łóżku i oglądając jakiś wspólnie wybrany film. Nie czułam się najlepiej. Dobra passa po mefedronie od Chrisa nie trzymała się mnie zbyt długo, mimo, że przed wyjściem uraczyliśmy się z Danem kolejną kreską białego proszku. Teraz pozostał mi jedynie dyskomfort w przegrodzie nosowej i złe samopoczucie. Kompletnie nie miałam ochoty na zabawę, a patrząc na roztańczone pary na parkiecie robiło mi się słabo.
…
Czas
mijał nieubłaganie, a ja wciąż siedziałam samotnie w loży. Dan miał wrócić za
chwilę, a najwyraźniej zapomniał, że zabrał mnie ze sobą. Nie podobało mi się
to. Postanowiłam, że go odszukam, lecz nie przyniosło to żadnych efektów. Nie
było go na parkiecie, przy barze, w innych lożach, a nawet w toaletach, które
skrupulatnie przejrzałam, przy czym w tej męskiej nabawiłam się wielu
zdziwionych spojrzeń, szeptów i pogwizdywania. Skierowałam się do wyjścia.
Miałam dosyć. Po prostu, najzwyczajniej w świecie dosyć. Nie miałam sił na
bawienie się w kotka i myszkę, wolałam już spędzić ten czas samotnie w domu niż
w klubie, który zupełnie mi nie odpowiadał. Dotykając ściany przemieszczałam
się wzdłuż korytarza. Starałam się nie patrzeć na innych, a bardziej skupić na
dotarciu do wyjścia. W pewnym momencie poczułam, że ktoś chwyta mnie za
nadgarstek. Z pewnością Dan w końcu sobie o mnie przypomniał i jakoś
niespecjalnie byłam z tego zadowolona. Odwróciłam się gwałtownie i jakież było
moje zdziwienie, gdy osoba trzymająca moją rękę w uścisku nijak się miała z
Danem.
– Już myślałem, że Cię nie dogonię. Gdzie tak pędzisz?
– Louis... – powiedziałam ze zdziwieniem. O dziwo, zapamiętałam jego imię.
– Tak, to ja. – Roześmiał się, a gdy zerknęłam na swój uwięziony nadgarstek, uwolnił go z uścisku i ze skrępowaniem przeczesał palcami włosy. – A więc?
– Właśnie chciałam wracać do domu. Takie imprezy, to nie moje klimaty – odparłam, przypominając sobie, o co tak właściwie mnie pytał.
– Więc jak to się stało, że wylądowałaś w Edenie? – Uśmiechnął się szeroko.
– Właściwie to... – westchnęłam i odwróciłam wzrok w innym kierunku. Historia związana z wyciągnięciem mnie przez chłopaka siłą z domu pod pretekstem wspólnie spędzonego czasu, a potem jego nagłe zniknięcie, w mojej głowie brzmiało śmiesznie i żałośnie. Jakoś nie chciałam mu tego przedstawiać. Całe szczęście, że jednak postanowił zabrać głos i zmienić temat.
– Może Cię odprowadzić? W sumie to i ja nie przepadam za taką formą rozrywki. Przyszedłem ze znajomymi, ale oni w przeciwieństwie do mnie świetnie się bawią. Pewnie nawet nie zauważą, że wyszedłem. –Skądś to niestety znałam. Dana też musiał pochłonąć ten imprezowy wir, skoro zdążył zapomnieć o moim istnieniu. – To jak? Zgadzasz się? – dopytywał, gdy nie uzyskał odpowiedzi.
– Nie, zostań. Na pewno będą Cię szukać. Wrócę sama. W końcu jestem dużą dziewczynką. – Zachichotałam nerwowo, przypominając sobie poprzednie spotkanie, gdy również zaproponował odprowadzenie mnie do domu.
– To może spacer? Potem, obiecuję, że dam Ci spokój. – Przyłożył rękę do serca, a drugą uniósł lekko do góry w geście ukazującym składanie obietnicy.
– Och... – westchnęłam. – No dobrze.
Nie wiedząc czemu, nie potrafiłam mu tego odmówić. Chęć spędzenia z nim czasu była silniejsza od samotnego powrotu do domu, który swoją drogą kusił mnie zanim jeszcze znalazłam się w klubie.
Louis miał w sobie coś, co w pewien sposób bardzo mnie urzekło. Próbowałam go rozgryźć, a jednak jego zachowanie wciąż ulegało zmianie. Poprzednio był dziwny, lecz nie przypuszczałam, że mógłby być złym człowiekiem. Nie rozumiałam jednak dlaczego mnie zatrzymał i zaproponował spacer. W końcu byliśmy dla siebie zupełnie obcy.
– Już myślałem, że Cię nie dogonię. Gdzie tak pędzisz?
– Louis... – powiedziałam ze zdziwieniem. O dziwo, zapamiętałam jego imię.
– Tak, to ja. – Roześmiał się, a gdy zerknęłam na swój uwięziony nadgarstek, uwolnił go z uścisku i ze skrępowaniem przeczesał palcami włosy. – A więc?
– Właśnie chciałam wracać do domu. Takie imprezy, to nie moje klimaty – odparłam, przypominając sobie, o co tak właściwie mnie pytał.
– Więc jak to się stało, że wylądowałaś w Edenie? – Uśmiechnął się szeroko.
– Właściwie to... – westchnęłam i odwróciłam wzrok w innym kierunku. Historia związana z wyciągnięciem mnie przez chłopaka siłą z domu pod pretekstem wspólnie spędzonego czasu, a potem jego nagłe zniknięcie, w mojej głowie brzmiało śmiesznie i żałośnie. Jakoś nie chciałam mu tego przedstawiać. Całe szczęście, że jednak postanowił zabrać głos i zmienić temat.
– Może Cię odprowadzić? W sumie to i ja nie przepadam za taką formą rozrywki. Przyszedłem ze znajomymi, ale oni w przeciwieństwie do mnie świetnie się bawią. Pewnie nawet nie zauważą, że wyszedłem. –Skądś to niestety znałam. Dana też musiał pochłonąć ten imprezowy wir, skoro zdążył zapomnieć o moim istnieniu. – To jak? Zgadzasz się? – dopytywał, gdy nie uzyskał odpowiedzi.
– Nie, zostań. Na pewno będą Cię szukać. Wrócę sama. W końcu jestem dużą dziewczynką. – Zachichotałam nerwowo, przypominając sobie poprzednie spotkanie, gdy również zaproponował odprowadzenie mnie do domu.
– To może spacer? Potem, obiecuję, że dam Ci spokój. – Przyłożył rękę do serca, a drugą uniósł lekko do góry w geście ukazującym składanie obietnicy.
– Och... – westchnęłam. – No dobrze.
Nie wiedząc czemu, nie potrafiłam mu tego odmówić. Chęć spędzenia z nim czasu była silniejsza od samotnego powrotu do domu, który swoją drogą kusił mnie zanim jeszcze znalazłam się w klubie.
Louis miał w sobie coś, co w pewien sposób bardzo mnie urzekło. Próbowałam go rozgryźć, a jednak jego zachowanie wciąż ulegało zmianie. Poprzednio był dziwny, lecz nie przypuszczałam, że mógłby być złym człowiekiem. Nie rozumiałam jednak dlaczego mnie zatrzymał i zaproponował spacer. W końcu byliśmy dla siebie zupełnie obcy.
…
Wyszliśmy na zewnątrz, a tam od razu uderzył w nas podmuch rześkiego
powietrza. Lekko zadrżałam, choć wcale nie było tak zimno. Musiałam po prostu
przyzwyczaić się do temperatury panującej na zewnątrz. W klubach jest tak gorąco…
Nasz spacer przebiegał w zupełnej ciszy i o dziwo, wcale nie było to niezręczne. Po prostu szliśmy. Niby razem, choć jednak bardziej z własnymi myślami. To było, jak pewnego rodzaju lekarstwo na złość, którą kierowałam na Dana. Olał mnie, a mimo tego już czułam się dobrze, nie chciałam nic zmieniać. I choć nie wiem, czym kierował się Louis proponując mi wspólne wyjście – nie żałuję tego.
– To nie może być przypadek – odezwał się, gdy doszliśmy w moją… no w sumie naszą, miejscówkę w parku.
Usiedliśmy na ławce. Spojrzałam na niego pytająco, a on uśmiechał się do mnie z rozanielonym spojrzeniem.
– To nie przypadek, że ostatnimi czasy się spotykamy – wyjaśnił chwilę potem.
Dlaczego tak myślał? Przecież nie bez powodu wymyślono powiedzenie, że ten świat jest tak mały. Nie wiedziałam, co mam mu odpowiedzieć. Opanowało mnie skrępowanie, które umiejętnie zaplątało na supeł moje struny głosowe. To dziwne. Skąd wziął się u mnie taki stan? Nie wiedziałam, co myśleć, jak to interpretować.
– Dlaczego grasz na ulicy? – Z chwilowego zamysłu wyrwał mnie głos chłopaka. Spojrzałam w jego kierunku, nadal lekko spłoszona. Nawet tym pytaniem był w stanie mnie zaskoczyć. – Nie chodzi mi o to, jak zarabiasz i ile, nie obchodzi mnie, czy jesteś biedna czy bogata, czy mieszkasz w apartamencie, czy na... – Nie dokończył, ponieważ uniemożliwiłam mu to w sposób, w jaki sama po sobie bym się nie spodziewała. On najwyraźniej też. Odsunęłam dłoń, którą uprzednio mocno zacisnęłam na jego ręce. Miał ślady po wbitych w skórę paznokciach. Dlaczego to zrobiłam?
– Przepraszam – szepnęłam na tyle cicho, że nie byłam w stanie stwierdzić, czy mógł to usłyszeć. Odwróciłam spojrzenie i lekko zmrużyłam oczy. Było mi wstyd.
– Lilly... – usłyszałam swoje imię i w tym momencie byłam wręcz pewna, że skanuje mnie wzrokiem. – Co Cię trapi? Jeśli potrzebujesz…
– Za kogo Ty się uważasz?! – ryknęłam wstając gwałtownie z ławki. Wiedziałam, co chciał powiedzieć. – Myślisz, że jak masz pieniądze to możesz poniżać innych? Nie znasz mnie! Nic o mnie nie wiesz! Po to za mną łazisz? Żeby mi dokuczać? Nie obchodzi mnie Twoja forsa, a jak nie masz co z nią zrobić to oddaj na cele charytatywne! – Mówiłam, co myślałam, choć dosłownie chwilę temu dziwiłam się swojej reakcji.
Schyliłam się nad rozwijającymi się wokół kryjówki zaroślami do momentu aż w końcu znalazłam się poza nimi. Czułam jak upokorzenie rozlewa się po moim ciele i wywierca w nim kilkadziesiąt dziur, które są nie do zniesienia i sprawiają, że rodzi się we mnie chęć zniszczenia wszystkiego, co stanie na mojej drodze. Tego bym się nie spodziewała. Liczyłam, że Louis nie okaże się kolejnym nadzianym snobem, który zrobi wszystko, aby dopiec takiej „biedaczce”. Fakt faktem – nie przeszkadzało mi moje zajęcie, a pieniądze nigdy nie miały dla mnie aż takiego wielkiego znaczenia, ale po co mówić na głos o tym, że komuś się nie wiedzie? Czy nie można po prostu porozmawiać? Nie ingerując w finanse?
– Lilly! – usłyszałam za sobą, a tuż za moment zatrzymałam się gwałtownie, ponieważ Louis nie wiadomo kiedy i jak zatarasował mi drogę. Położył dłonie na moich ramionach i uporczywie spoglądał mi w oczy. Wzdychał ciężko. – Nie chciałem Cię urazić. Po prostu… byłem ciekaw, dlaczego z tak wielkim talentem nie ruszysz do przodu, nie postarasz się o to żeby ktoś Cię zauważył. Jesteś świetną wokalistką, powinnaś występować na scenie, a nie ulicy – tłumaczył zawzięcie. – Do tego dążyłem, ale Ty zareagowałaś… – westchnął. – Z resztą... Przepraszam, okej? Nie chciałem Cię urazić. Czasami za dużo gadam.
Westchnęłam ciężko. Tym razem byłam zła na siebie. Zachowałam się jak idiotka i najchętniej uciekłabym, jak najdalej lub zapadła się pod ziemię, aby uniknąć dalszego kontaktu z szatynem. Wiązanki przekleństw do samej siebie, nie pozwalały mi racjonalnie myśleć. Przewróciłam oczami i głośno wypuściłam powietrze.
– Jestem totalną kretynką. To ja powinnam Cię przeprosić – powiedziałam z rozżaleniem, na co Louis roześmiał się i ku mojemu zdziwieniu, objął ramieniem.
– To takie dziwne, że wciąż się przepraszamy. – Ponownie zachichotał, a na mej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech. Nawet nie poczułam, kiedy zaczął prowadzić mnie do przodu. – Zapomnijmy o tym.
Nasz spacer przebiegał w zupełnej ciszy i o dziwo, wcale nie było to niezręczne. Po prostu szliśmy. Niby razem, choć jednak bardziej z własnymi myślami. To było, jak pewnego rodzaju lekarstwo na złość, którą kierowałam na Dana. Olał mnie, a mimo tego już czułam się dobrze, nie chciałam nic zmieniać. I choć nie wiem, czym kierował się Louis proponując mi wspólne wyjście – nie żałuję tego.
– To nie może być przypadek – odezwał się, gdy doszliśmy w moją… no w sumie naszą, miejscówkę w parku.
Usiedliśmy na ławce. Spojrzałam na niego pytająco, a on uśmiechał się do mnie z rozanielonym spojrzeniem.
– To nie przypadek, że ostatnimi czasy się spotykamy – wyjaśnił chwilę potem.
Dlaczego tak myślał? Przecież nie bez powodu wymyślono powiedzenie, że ten świat jest tak mały. Nie wiedziałam, co mam mu odpowiedzieć. Opanowało mnie skrępowanie, które umiejętnie zaplątało na supeł moje struny głosowe. To dziwne. Skąd wziął się u mnie taki stan? Nie wiedziałam, co myśleć, jak to interpretować.
– Dlaczego grasz na ulicy? – Z chwilowego zamysłu wyrwał mnie głos chłopaka. Spojrzałam w jego kierunku, nadal lekko spłoszona. Nawet tym pytaniem był w stanie mnie zaskoczyć. – Nie chodzi mi o to, jak zarabiasz i ile, nie obchodzi mnie, czy jesteś biedna czy bogata, czy mieszkasz w apartamencie, czy na... – Nie dokończył, ponieważ uniemożliwiłam mu to w sposób, w jaki sama po sobie bym się nie spodziewała. On najwyraźniej też. Odsunęłam dłoń, którą uprzednio mocno zacisnęłam na jego ręce. Miał ślady po wbitych w skórę paznokciach. Dlaczego to zrobiłam?
– Przepraszam – szepnęłam na tyle cicho, że nie byłam w stanie stwierdzić, czy mógł to usłyszeć. Odwróciłam spojrzenie i lekko zmrużyłam oczy. Było mi wstyd.
– Lilly... – usłyszałam swoje imię i w tym momencie byłam wręcz pewna, że skanuje mnie wzrokiem. – Co Cię trapi? Jeśli potrzebujesz…
– Za kogo Ty się uważasz?! – ryknęłam wstając gwałtownie z ławki. Wiedziałam, co chciał powiedzieć. – Myślisz, że jak masz pieniądze to możesz poniżać innych? Nie znasz mnie! Nic o mnie nie wiesz! Po to za mną łazisz? Żeby mi dokuczać? Nie obchodzi mnie Twoja forsa, a jak nie masz co z nią zrobić to oddaj na cele charytatywne! – Mówiłam, co myślałam, choć dosłownie chwilę temu dziwiłam się swojej reakcji.
Schyliłam się nad rozwijającymi się wokół kryjówki zaroślami do momentu aż w końcu znalazłam się poza nimi. Czułam jak upokorzenie rozlewa się po moim ciele i wywierca w nim kilkadziesiąt dziur, które są nie do zniesienia i sprawiają, że rodzi się we mnie chęć zniszczenia wszystkiego, co stanie na mojej drodze. Tego bym się nie spodziewała. Liczyłam, że Louis nie okaże się kolejnym nadzianym snobem, który zrobi wszystko, aby dopiec takiej „biedaczce”. Fakt faktem – nie przeszkadzało mi moje zajęcie, a pieniądze nigdy nie miały dla mnie aż takiego wielkiego znaczenia, ale po co mówić na głos o tym, że komuś się nie wiedzie? Czy nie można po prostu porozmawiać? Nie ingerując w finanse?
– Lilly! – usłyszałam za sobą, a tuż za moment zatrzymałam się gwałtownie, ponieważ Louis nie wiadomo kiedy i jak zatarasował mi drogę. Położył dłonie na moich ramionach i uporczywie spoglądał mi w oczy. Wzdychał ciężko. – Nie chciałem Cię urazić. Po prostu… byłem ciekaw, dlaczego z tak wielkim talentem nie ruszysz do przodu, nie postarasz się o to żeby ktoś Cię zauważył. Jesteś świetną wokalistką, powinnaś występować na scenie, a nie ulicy – tłumaczył zawzięcie. – Do tego dążyłem, ale Ty zareagowałaś… – westchnął. – Z resztą... Przepraszam, okej? Nie chciałem Cię urazić. Czasami za dużo gadam.
Westchnęłam ciężko. Tym razem byłam zła na siebie. Zachowałam się jak idiotka i najchętniej uciekłabym, jak najdalej lub zapadła się pod ziemię, aby uniknąć dalszego kontaktu z szatynem. Wiązanki przekleństw do samej siebie, nie pozwalały mi racjonalnie myśleć. Przewróciłam oczami i głośno wypuściłam powietrze.
– Jestem totalną kretynką. To ja powinnam Cię przeprosić – powiedziałam z rozżaleniem, na co Louis roześmiał się i ku mojemu zdziwieniu, objął ramieniem.
– To takie dziwne, że wciąż się przepraszamy. – Ponownie zachichotał, a na mej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech. Nawet nie poczułam, kiedy zaczął prowadzić mnie do przodu. – Zapomnijmy o tym.
…
– Louis? – zagadnęłam, nie będąc do końca pewną, czy mogę pytać o prywatne sprawy chłopaka.
Popatrzył na mnie wyczekując na to, co powiem. Pomyślałam, że skoro tak śmiało zdradza swoje wspomnienia, wybaczy mi tę nagłą ciekawość.
– Nie utrzymujecie już kontaktu, prawda? – Spojrzał na mnie ze zdziwieniem, a za chwilę gwałtownie posmutniał. Wszystko, co uprzednio mówił, było tak odległe i owiane tęsknotą. Moja moc w rozgryzaniu Louisa w końcu się uaktywniła.
– Nie. – Nabrał dużo powietrza do płuc, by za moment wypuścić je powoli. – Pięć lat temu wyszła z domu i już nie wróciła – wyjaśnił wpatrując się we mnie ze smutkiem. Czułam, że mówienie o tym sprawia mu dużo bólu. – Wiesz… jesteś do niej taka podobna. Gdy zobaczyłem Cię wtedy na rynku…– urwał na chwilę i ponownie zaczerpnął powietrza. Wiedziałam, co ma na myśli, jednak czekałam aż wypłynie to z jego ust. – …pomyślałem że to ona. Nie mogłem przejść obojętnie. Nie potrafiłem. – Uśmiechnął się lekko, gdy niekontrolowanie uścisnęłam Jego dłoń. Chyba chciałam sprawić, by o tym zapomniał… Załagodzić ten cholerny, dręczący go ból.
Witam wszystkich!
Jednak ponownie przybyłam z rozdziałem wcześniej niż planowałam. Udało mi się go napisać szybciej, dlatego pomyślałam, że nie będę dłużej zwlekać.Rozdział osobiście nie powalił mnie z nóg, ale ostatecznie ocenienie go pozostawiam Wam.
Kilka osób zwróciło mi uwagę na to, że jest mało opisów... Starałam się to zmienić, mam nadzieję, że jest troszkę lepiej.
rozdział niesprawdzony !
A teraz bardziej prywatnie.
Niestety nie będzie mnie przez około 2 tygodnie od 26.08. do 09.09 albo troszkę dłużej.
W każdym razie obiecuję, że po moim powrocie, jeszcze tego samego dnia, nadrobię wszystkie zaległości na Waszych blogach. Będę miała dużo czasu na czytanie, szczególnie tam, gdzie jestem kilka rozdziałów do tyłu. :)
No cóż, to na tyle. Dziękuję za komentarze, wciąż liczę na więcej!
Zapraszam również do głosowania w ankiecie i obserwacji bloga! :)
Miłego dnia!
Zdziwiłam się, że Dan się szarpnął na taki ekskluzywny klub. Tak to narzeka na brak kasy, ale jeśli chodzi o zabawę, może na nią dużo wydać. Tak myślałam, że Lilly spotka Louisa. Dobrze się stało, bo jak widać, Dan o niej zapomniał, pogrążony w imprezowym szaleństwie.
OdpowiedzUsuńPodobała mi się rozmowa Louisa i Lilly - widać, że się rozumieją. Choć na początku dziewczyna niepotrzebnie wybuchnęła, nie zraziło to chłopaka.
Wiemy również, dlaczego zainteresował się Lilly - ponieważ przypominała mu Margaret. Choć gdyby nie to, może też by się nią zainteresował, w końcu ma ona taki ładny głos.
Lilly jest bardzo dumna - niczego od nikogo nie potrzebuje. Dobrze, przynajmniej nikt nie będzie myślał (w przyszłości), że jest z Louisem dla kasy, bo jak przypuszczam, sparujesz ich (:
Co do poprawności to zauważyłam, że "ty" "on" "ona" piszesz z wielkiej litery - wielką literą pisze się te słowa jedynie w listach (:
Rozdział, moim zdaniem, bardzo udany. Bardzo przyjemnie się go czytało i dowiedzieliśmy się nieco więcej o bohaterach.
Życzę weny! :*
Tsa... Znajomości Dana i on sam. Jak wcześniej wspominałam w jednej chwili go nawet lubię i rozumiem, a w drugiej mam mu ochotę, za przeproszeniem, pieprznąć w łeb, by w końcu ogarnął się i zobaczył, że jest pępkiem wszechświata.
OdpowiedzUsuńTutaj niby zaprasza swoją dziewczynę do ekskluzywnego klubu, idzie po driniki i bam. Znika pozostawiając Lilly samą. Dzisiaj go nie lubię i chyba nie wiem czy jeszcze kiedkolwiek go polubię.
Lillly i Louis świetnie się dogadują, widać to od razu, choć często wybuchają, najczęściej dziewczyna, to po chwili się przepraszają i potrafią dalej normalnie rozmawiać.
Chociaż na miejscu Lilly nie czułabym się zbyt komfortowo, wiedząc, że chłopak tylko do niej podszedł, ponieważ przypominała mu jego byłą. Ciekawe dla czego Margaret postanowiła uciec z domu i czy w przyszłości pojawi się w życiu Luisa.
Co do opisów, to w tym rozdziale jest tak chyba nawet idealnie. Nie jest ich ani za dużo, ani za mało. Tak w sam raz :D
Życzę dużo weny i chyba pierwszy raz cieszę się na wieść o wrześniu.
Pozdrawiam
Mroczna
Hej kochana!:)
OdpowiedzUsuńNie wiem, co ty chcesz od tego rozdziału. Według mnie jest świetny! Pewnie dlatego, że tak dużo było w nim Lily i Louisa (L&L jak i u mnie;D hah). Uwielbiam momenty, gdy się spotykają i rozmawiają. Mimo że rzeczywiście są dla siebie obcy to nie widać tego w ogóle w wypowiadanych przez nich słowach. Wydaje się jakby znali się od zawsze. Rzeczywiście to jakieś przeznaczenie, że non stop na siebie wpadają i chodzą do tych samych miejsc, ale to jak najbardziej na plus. Ewidentnie są dla siebie bratnimi duszami, bo rozumieją się bezbłędnie. A w tym rozdziale widać nawet, że Lily powoli uczy się jak go rozgryzać. Wróżę z tego minimum wspaniałą przyjaźń! Może nie od pierwszego spotkania, ale już po tej rozmowie na ławce widać było, że jest między nimi jakiś magnes, który non stop będzie ich do siebie przyciągał, ale nie sądziłam, że tak szybko zaczną tak szczerze rozmawiać. Co prawda Lily zbyt wiele na swój temat nie zdradza, ale Louis powiedział już całkiem sporo. Albo jest typem człowieka, który wszystkim na około papla o swoich problemach (a w to wątpię) albo wyczuł, że jej może zaufać. Chyba ma jakieś plany związane z tą znajomością skoro opowiedział jej o siostrze, dzieciństwie no i o tej dziewczynie. Trochę mi się przykro zrobiło, że porównał ją do Lily. Przez to obawiam się czy ich relacja będzie od początku do końca zdrowa. Może Louis będzie chciał spędzać z nią czas tylko dlatego, że jest podobna do Margaret? Może nie chodzi tutaj o poznanie Lily, o zaprzyjaźnienie się z nią, a o bycie w towarzystwie kogoś, kto daje złudną nadzieję, że Marg powróci? Mam nadzieję, że nie i że po głębszym poznaniu Louis będzie widział w Lily tylko Lily, a nie byłą dziewczynę. Choć swoją drogą ciekawa jestem czemu zniknęła i czy będziesz rozwijać ten wątek.
Nie wiem natomiast co myśleć o Danie i tej jego ucieczce. Czy to naprawdę możliwe, że porwał go wir imprezy? Może gdy Lily wróci do domu on bedzie spał nawalony na łóżku. A może coś się wydarzyło? Może to ma związek z tym pobiciem i dziwnymi typami. No i skąd on miał aż takie znajomości by bez problemu wejść do tego klubu? To wszystko wydaje mi się bardzo naciągane i niebezpiezne! Ten facet ma coś za skórą, jestem pewna.
Pozdrawiam i ściskam mocno!:)
W moim mniemaniu również pomysł z klubem się nie podobał, ale wiedziałam, że spotka tam Louisa, więc to był jedyny plus. Wydaje mi się, że Dan nie przyszedł tam po to, aby zabawić się z Lilly, tylko po to, aby załatwić swoje interesy. I jestem w 100% pewna, że w momencie, kiedy ona wychodziła z klubu, on się z kimś targował lub zwyczajnie ktoś go zwinął za nieuregulowane rachunki. Chyba że w najgorszym wypadku bzykał się z jakąś laską, ale jest to mało prawdopodobne. Chociaż… ten cały Dan jest okropny, więc to nawet może okazać się prawdą, chociaż mam nadzieję, że nie. W końcu nie chcę, aby nasza Lilly cierpiała. Albo nie! Jednak chcę, bo wtedy wypłacze się w ramię Louisowi!
OdpowiedzUsuńNie rozumiem, dlaczego Lilly tak zareagowała na jego pytanie. Jeśli dlatego, że się uraziła, to straciła w moich oczach, bo on niczego nie zasugerował, a jeśli to wina prochów w żyłach, to rozumiem jej wybuch — zwyczajnie spowodowany narkotykami. A właśnie! Skąd mieli na to pieniądze? Jeśli się nie płaci za prochy, można nieźle zbluzgać sobie życie, coś o tym wiem. Nawet jeśli przyjaciel pracuje u dilera, to i tak powinien to zapłacić. To oczywiście robótka Dana, bo jakżeby kogo innego. Eh, czy Lilly nie widzi tego, że źle na nią wpływa? I z daleka widać, że on jej nie kocha! Może i kocha, ale nie tak jak Lil by tego chciała. Nie wierzę w jego miłość i widzę, że on tylko wyniszcza bohaterkę od środka.
Co do Louisa… Hm, mam o nim różne zdania. Wydaje się być zwyczajnym chłopakiem, zabiegającym o względy dziewczyny. Nie widzę w nim nic niezwykłego, chociaż jest niezwykły na swój sposób (na przykład jest prze słodki, i te oczka, i ten głos, gdy śpiewa <3). Widać, że zaufał Lilly. Nie każdy by mówił o swojej straconej miłości, o swojej przeszłości… Bo tak naprawdę Lilly mu nic nie powiedziała o sobie, tylko on mówił. Powinien dać się jej wykazać. Ciekawe, czy by mu cokolwiek powiedziała o Danie! Zapewne nic mu nie powie.
A powracając do Dana… Co zrobi, gdy się dowie, że ona była z Louisem? O matko, aż się boje. Najlepiej, żeby nic mu nie powiedziała, ale zapewne Louis odprowadzi ją i Dan wszystko zobaczy. Eh!
Błędy są, ale nie będę ci tutaj nimi spamowała, zapewne sama je wyłapiesz. Ogólnie rozdział ciekawy, nie musisz mieć do niego zastrzeżeń.
Życzę weny! :*
Och, jak ja nie trawię Dan'a, że szok. Kiedy szli do tego klubu, coś przeczuwałam, że będzie tam Louis. Jakoś tak czułam. Kolejny raz zaproponował jej odprowadzenie do domu... A Dan zachował sie podle, zostawiając tak Lilly samą sobie. Żałosne. I zgadzam się z Lou. To nie przypadek , że tak się spotykają :D Lilly trochę za gwałtownie zareagowała, bo Louis wcale nie chciał jej przecież poniżyć. Chciał jej pomóc. Na szczęście się przeprosili xD Szkoda mi Lou... Musiał kochać tą Margaret. W duchu czekałam tylko, żeby podczas tego spaceru wpadli na Dana. No, ale tak się nie stało..
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na kolejny, ale jak napisałaś, nie będzie cię przez 2 tygodnie, więc pewnie i rozdział będzie nie za niedługo, ale cóż... poczekam xd
Pozdrawiam serdecznie!
Pomysł z tym klubem faktycznie nie był najlepszy i wiedziałam, że tak będzie, jak tylko Lilly doszła do takiego wniosku. Nie uwierzę w żadną przemianę Dana, ponieważ tak naprawdę nie ma czegoś takiego, jeśli o niego chodzi. Najpierw stara się przymilić do dziewczyny, zabiera ją do drogiego klubu, by zrobić na niej wrażenie, a później tak zwyczajnie ją olewa i sobie gdzieś idzie. Założę się, że potem będzie miał do niej pretensje, że sama opuściła lokal. Chciałabym naprawdę, żeby Lilly w końcu się od niego uwolniła i zdała sobie sprawę, że on tylko ją niszczy i nie wnosi do jej życia nic dobrego.
OdpowiedzUsuńUlżyło mi, kiedy to właśnie Louis starał się dogonić dziewczynę. Polubiłam go od samego początku i uważam, że jest wartym uwagi chłopakiem, który z pewnością skrywa więcej niż jedną tajemnicę. Miło z jego strony, że zaprosił Lilly na spacer, chociaż byłam przekonana, że ona się nie zgodzi i pójdzie prosto do domu, a tutaj proszę - taka miła niespodzianka. Myślę, że dziewczyna zareagowała zbyt gwałtownie i jestem pewna, że Louis nie miał nic złego na myśli, nie chciał jej obrazić, a tym bardziej poniżyć. Być może dobrał nieodpowiednie słowa lub po prostu Lilly zrozumiała to całkiem inaczej. W każdym razie, cieszę się, że oboje nawzajem się przeprosili.
Przykra sprawa z jego siostrą. Widać, że Lou był bardzo zżyty z Margaret, której nie ma już w domu tak długo. Jestem bardzo ciekawa, co przytrafiło się dziewczynie, czy w ogóle jeszcze żyje no i najważniejsze - dlaczego uciekła z domu?
Kochana, rozdział bardzo mi się podoba i cieszę się, że udało Ci się go napisać wcześniej. Oczywiście czekam na kolejny i życzę dużo weny. Pozdrawiam gorąco <3
Jest Louis!!! Jak ja na niego czekałam! mam nadzieję, ze nie będzie jakąś drugoplanową postacią i z czasem do czegoś dojdzie między nim a Lilly.
OdpowiedzUsuńDziewczyna pochopnie go oceniła. Właściwie to nie wiem nawet dlaczego, bo chłopak nie zrobił ani powiedział nic złego. Po prostu podjął temat jej zajęcia...i miał rację. bo skoro dziewczyna rzeczywiście ma talent, to powinna pokazać się prze szerszą publicznością. Może on jej jakoś pomoże i rzeczywiście ktoś ją dostrzeże? Nie musiała by już grać na ulicy i w końcu mogłaby skończyć ten pseudo związek z Danem.
A tak swoja drogą to z niego naprawdę jest dupek. Zaprosił dziewczynę do ekskluzywnego klubu? Świetnie! gdyby tylko jeszcze został z tą dziewczyną zamiast iść gdzieś i zostawić ją samą. Na miejscu Lilly byłabym na niego naprawdę wściekła! Co ja pisze...ja jestem wściekła już po przeczytaniu tego! I mam teraz jeszcze większa nadzieję, że coś się wydarzy między nią a Louisem bo uważam, że może on jej dać to, czego Dan nie jest w stanie. na pewno z nim nie wpadłaby w żadne kłopoty i nie zmuszał by jej do striptizu lub innych karygodnych zajęć. Może gdyby zaczęła się spotykać z Louisem to Dan zauważyłby, co stracił. Bo nie każda chciałaby być z ćpunem którego obchodzi tylko własny tyłek a dziewczyna, kiedy akurat zechce mu się seksu. No bez przesady!
Na koniec jeszcze poruszę sprawę Louisa i Margaret. Źle mi się to imię kojarzy, ale tutaj najwyraźniej nie będzie to żadna negatywna postać. Naprawdę szkoda mi chłopaka. widać, ze cierpiał po tym rozstaniu i mam nadzieję, że Lilly będzie w stanie zastąpić mu utraconą dziewczynę, zwłaszcza, że jest do niej podobna. Chociaż z drugiej strony jeśli polubił ją tylko ze względu na jej podobieństwo do Margaret, to nie wiem, czy cokolwiek z tego wyjdzie. Miejmy nadzieję, że jednak tak :)
Pozdrawiam i czekam na kolejny :*
Z jednej strony pójście do klubu było złym pomysłem, bo Dan kolejny raz okazał się istotą bez rozumu i zostawił swoją dziewczynę, samemu bawiąc się gdzieś w klubie. A co jeśli on pośród tych napalonych ludzi, sam wylądował z jakąś panienka w toalecie? To byłyby numer, ale wcale bym się temu nie zdziwiła! Dla mnie on jest nadetym dupkiem, a to pewność siebie jest taka irytująca. Dan Pieprzony Pan i Władca!
OdpowiedzUsuńZaś z drugiej strony jest plus! Lilly spotkała Louis'a! Tak się cieszę, że się pojawił! Uwielbiam jego postać. Nie chce napierać na dziewczynę, ale ciekawość potrafi go zżerac.
Woah naskok Lilly na niego, zaskoczył mnie. On nic takiego nie powiedział, a ta krzyczy. Usprawiedliwiam jej wybuch tym narkotykiem. Dobrze, że jakoś atmosfera między nimi się rozluznila. Nie znioslabym tego jakby ich znajomość się tak nagle zakończyła.
Super, że Tomlinson się nieco otworzył przed dziewczyną. To świadczy o tym, że jej ufa i mam nadzieję, że to się nie zmieni.
Margaret cóż widać, że Tommo ją kochał. Tylko dlaczego zniknęła? To mnie ciekawi.
Możesz się śmiać, ale przeszło mi przez myśl, że to Lilly jest właśnie tą zaginioną Margaret. Sama nie wiem dlaczego tak pomyślałam..
Wierzę, że jeszcze kiedyś się odnajdzie i sporo namiesza i to w najmniej odpowiednim momencie.
Trzymam kciuki za znajomość Lou i Lilly!
Z niecierpliwością czekam na kolejny <3
Kocham, @youmakememad96 .xx
Hiii x
OdpowiedzUsuńRozdział jest wspaniały! Niby nic takiego się nie wydarzyło, ale kocham twój styl pisania i pewnie gdybyś opisała, jak ktoś siedzi na kiblu, to byłabym tym zachwycona XD ja wiem, powtarzam się, ale no taka prawda ;-;
Bardzo, bardzo, bardzo, cholernie bardzo pokochałam postać Louisa. Jest taki... no taki uroczy. Strasznie pozytywny, trochę taki się wydaje naiwny. Ale jest po prostu genialny! *składa pokłony*
Wkurzył mnie Dan, no żeby tak zostawić swoją dziewczynę. I to jeszcze zabrał ją do tego klubu na przeprosiny, żeby spędzić wspólnie czas. Pf. Chamstwo w państwie!
Podobnie jak Lilly, nie mogę rozgryźć Louisa. Niby jest taki wesoły i w ogóle, ale w jego postaci jest coś takiego niepokojącego. Nie da się przewidzieć, co w danym momencie zrobi lub powie. Jak jeszcze teraz doszła ta sprawa z Margaret, to już w ogóle. Kim ona dla niego była? Czemu nie wróciła? Milion pytań w mojej głowie!
Co do Lilly, to strasznie bawi mnie jej postać. W sensie, niby jest taka twarda, dosyć zdecydowana jako osoba i w ogóle, ale z drugiej strony to wydaje mi się, że straszny z niej wrażliwiec. Łatwo wyprowadzić ją z równowagi i speszyć.
A na koniec: totalnie nie shippuję Louisa i Lilly. No nie pasują mi do siebie, jako para. Bardziej pasują mi do nich takie stosunki siostra-brat. Ale to tylko takie moje zdanie, nie sugeruj się nim ani nic XD
To by było na tyle, czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam Cię serdecznie :3
Twoja wierna fanka,
Kotna x
P.S.: Przepraszam za wszelkie błędy, ale no wiesz, emotional right now xD
Witaj, kochana! Dzisiaj tak wyjątkowo zacznę od Dana, ponieważ od samego początku czytania tego rozdziału, myśli o nim nie dają mi spokoju. Osobiście uważam, że to dobrze posiadać chłopaka, który ma wszędzie tzw. wtyki. Nie trzeba się niczym martwić, przejmować, tylko po prostu ładnie zamrugać oczami i czekać, aż dostanie się to czego się chce. Moim zdaniem, Lilly powinna opanować umiejętność owijania sobie faceta w okół palca. Nawet największego brutala i świrusa idzie ujarzmić. Odnośnie jego zachowania w klubie, to nie mam nic szczególnego do powiedzenia. Spodziewałam się, że ją zostawi i moja intuicja (radar na dupków) mnie nie zawiodła. Dan jest typem faceta, który nie zna słowa "troska" dlatego nie zdziwiłabym się, gdyby przeleciał jakąś pannę, nawalony w trzy dupy. Trzymaj tak dalej, Dan a na pewno Lilly wyląduje z Louisem! ;d
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o Tomlinsona, cieszę się, że w dzisiejszym rozdziale było go dużo, ale nie będę ukrywać, że zraził mnie do siebie! Nie potrafię znieść gadki faceta; "Przypominasz moją byłą". No, błagam! Momentalnie, mógłby walnąć Lilly w pysk, też by było dobrze. W świecie blogsferowym, spotkałam się już kilka razy z taką sytuacją, jakże i w realnym świecie. Ani tam, ani tam, nie brzmiało to fajnie i rujnowało relacje pomiędzy danymi osobami - z tą różnicą, ze w opowiadaniach wszystko kończy się prawie happy end`em, a w realu, czekasz jak cnotka, jaki scenariusz napisało Ci życie i los (w życiu nie zatrudniłabym tych dwóch do napisania czegokolwiek!).
Lilly rozbawiła mnie niesamowicie, kiedy wydarła się na Louisa. Coś mi świta w głowie, że nie miała nic przeciwko chłopakowi, i jego pytaniu ale wyżyła się na nim z powodu Dana, który doprowadza ją do szewskiej pasji! Aczkolwiek, z rozdziału na rozdział, zaczynam dostrzegać, że nasza bohaterka jest nieszczęśliwa.
Mam małe pytanie? Czy oddasz mi chociaż odrobinkę twojego talentu? Chciałabym tak zgrabnie sklecać zdania jak ty, twoja delikatność i łatwość w pisaniu, parzy moje chore oczy! Możesz przysłać pocztą xD
Naprawę masz kolczyk w języku? Bolało? Ja mam w planach, ale na razie chcę doprowadzić do skutku przebicie noska ;p
A tak ogółem, co u ciebie?
Buziaki!
Hej! ;*
OdpowiedzUsuńPrzeczuwałam, że z tego wypadu do klubu nie wyniknie nic dobrego. Niby Dan tak jej wmówił, że chce spędzić z nią czas, a ona mu uwierzyła po czym doznała takiego rozczarowania. Nie chcę jej krytykować, ponieważ darzę Lilly sympatią, ale nie spodziewała się, że chłopak może coś takiego odwalić? Mam nadzieję, że od tej pory da sobie do myślenia i nie pozwoli aby tak ja traktował, bo zasługuje na całkiem coś innego, lepszego.
Och, cóż za miłe spotkanie. Znów Louis :) Zaskoczył mnie trochę jej wybuch. Było widać, że Lou stara się jej tylko pomóc, doradzić jak hmm przyjaciel (chociaż, krótko się znają, ale jakoś wyczuwam, ze pomiędzy nimi zaczyna coś rozkwitać, albo to sobie wmawiam, ok, nie ważne, haha), a dziewczyna odebrała to całkiem inaczej.
I rozdział wyszedł Ci znakomicie, serio! Mówię/pisze to z ręką na sercu ;*
Pozdrawiam xx
Świetny rozdział. Zaprosiłaś mnie, więc jestem. Mam nadzieje,że wpadniesz do mnie http://they-dont-know-about-as.blogspot.com
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :***
Muszę nadrobić : )
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy:
http://dark-prince-zayn-malik-ff.blogspot.com/
Witaj, kochana! :*
OdpowiedzUsuńTen komentarz będzie podzielony na rozmyślania na temat dwóch facetów :D Pozwolisz, że tym razem skupię się najpierw na Danie, bo jest on postacią drugoplanową, a nie mogę pozbyć się go z głowy! Mam mieszane uczucia co do niego. Trzeba przyznać, że jednak troszeczkę zależy mu na Lilly, skoro stara się zorganizować ich wspólny czas. Troszkę zazdroszczę Lilly, że jej chłopak ma takie wtyki i może wchodzić do ekskluzywnych miejsc za darmo, ale nie podoba mi się kilka rzeczy. Po pierwsze- nie powinien zmuszać dziewczyny do pójścia z nim do klubu. Ewidentnie ona starała się mu ten pomysł wybić z głowy, ale na niego to nie działało. Po drugie- jak on mógł zostawić Lilly samą? Tzn., rozumiem jeśli miałby pójść po coś do picia i wrócić po kilku minutach, ale on najwyraźniej o niej zapomniał! Dupek! Wydaje mi się, że może wpadła mu w oko długonoga blondyna i pewnie pieprzył się z nią w kiblu.
Cieszę się, że w tym rozdziale było dużo Lou. Chłopak bardzo mi się spodobał, fragmenty z nim były bardzo ciepłe i sympatyczne, wręcz czułam przyjemne ciepełko w serduszku, czytając je. Fajnie, że trochę się przed nią otworzył i opowiedział o sobie, chociaż jest to trochę dziwne, nieprawdaż? Ledwo ją zna! Rozumiem, że jest takim typem człowieka, który papla na prawo i lewo o swoich problemach, no ale jednak dalej twierdzę, że jest to dziwne, choć nie zmniejszyło to mojej sympatii do jego osoby. Niestety, później się zawiodłam i Tomlinson troszkę mnie zraził do siebie... Jak można podczas rozmowy z jedną dziewczyną, porównywać ją do swojej byłej?! WTOPA! Nie wiem, jak ja bym zareagowała na coś takiego, ale to nie mogło być miłe... Równie dobrze mógł ją porównać do swojego psa, albo od razu zrównać ją z błotem. Ojj, Tomlinson, podpadłeś mi! Żółta kartka! :D
Przepraszam za jakość tego komentarza, ale jakoś nie mam weny na pisanie twórczych, pięknych i długich komentarzy. Chyba popadam w depresję z powodu nieubłagalnie zbliżającego się pierwszego września. Jezu, mam nadzieję, że nie tylko mi tak się nie chce :D Nawet wszystkich książek jeszcze nie mam, ale nie mam ochoty myśleć nawet o tym!
Ok, zmykam!
Całuski! :***
Cześć :) Rozdział przeczytałam od razu, kiedy się pojawił, ale komentuję dopiero teraz, bo wcześniej nie miałam wystarczająco czasu, a nie lubię pozostawiać po sobie opinii na tzw "odpierdol". Mam nadzieję, że wybaczysz mi ten drobny poślizg ;)
OdpowiedzUsuńMoże Ciebie rozdział nie powalił z nóg, ale mnie jak najbardziej. Bardzo lubię Twój styl pisania, bo potrafisz idealnie wszystko przedstawić i nie mam nawet najdrobniejszego problemu z wyobrażeniem sobie poszczególnych fragmentów. Fajnie, że jest więcej opisów, osobiście uwielbiam, kiedy autor poświęca im więcej miejsca, bo wtedy jest o wiele łatwiej wczuć się w miejsca, w których przebywają bohaterowie, jak i w sytuację bohaterów. Tak więc, rozdział naprawdę świetny i żałowałam, że tak szybko dopłynęłam do końca :( A teraz przyszło mi czekać aż do 9 września... no cóż, mam nadzieję, że jakoś wytrzymam :D
Nie lubię Dana i nie zamierzam tego ukrywać. Może jeszcze w późniejszych rozdziałach wydarzy się coś, za co obdarzę go choć odrobiną sympatii, ale na razie działa mi na nerwy i sposób w jaki traktuje Lily, jest po prostu podły. Cały czas siedzi mi w głowie, jak chciał ją zmusić do tej okropnej pracy i w ogóle nie przyjmował do wiadomości jej sprzeciwu. W ogóle jak można chcieć, by jego dziewczyna w taki sposób zarabiała kasę? Dla mnie Dan jest patolusem, takim facetem bez skrupułów, który już za długo siedzi w tym gorszym świecie, by zauważyć jaką krzywdę wyrządza biednej Lily. Potem zabiera ją do klubu i to do jakiego klubu! Chyba chciał zrobić jej przyjemność i jakoś wynagrodzić swoje okropne zachowanie, ale jak widać nie wyszło mu to zbyt dobrze, bo swoim zniknięciem zawiódł ją jeszcze bardziej. Zastanawiam się teraz, czy zniknął specjalnie, poszedł balować z kimś innym i najzwyczajniej olał swoją dziewczynę, czy może jednak coś mu się stało? Może spotkał swoich wrogów i ci postanowili urządzić mu małe piekiełko? Mam nadzieję, że to wyjaśni się w następnym rozdziale, bo naprawdę bardzo mnie to ciekawi. Jeśli zostawił Lily, bo znalazł sobie lepsze towarzystwo do zabawy, to jest u mnie skreślony na wieki i nic już nie będzie w stanie uratować go w moich oczach, ale jeśli jednak przydarzyło mu się coś złego, to mam nadzieję, że nie wpakuje to w niebezpieczeństwo samej Lily.
Louis! Bardzo go lubię, chociaż jeszcze zbyt dobrze go nie znam. Wydaje się bardzo tajemniczy i jego zachowanie jest bardzo różne, przez co do końca nie mogę go rozgryźć. Ale tak czy siak, przypadł mi do gustu i za każdym razem, kiedy pojawia się w rozdziale, od razu się uśmiecham :) Tak właśnie myślałam, że Lily spotka go w tym klubie, ale nie spodziewałam się, że udadzą się na spacer i spędzą ze sobą tak miło czas. Są ze sobą coraz bliżej i widać to gołym okiem, a przecież nawet dobrze się nie znają. Niby są dla siebie obcymi ludźmi, a jednak łączy ich jakaś niewidzialna nić porozumienia i sympatii. Nie powiedziałabym, że ich spotkania to czysty przypadek, że w końcu świat jest taki mały...nazwałabym to przeznaczeniem :) I niech to przeznaczenie jak najdłużej wpycha ich w swoje ramiona, bo uwielbiam ich spotkania, a potem rozmowy :) Louis moim zdaniem nie powiedział niczego złego, a Lily zareagowała na to zbyt emocjonalnie i przesadnie, chociaż z drugiej strony myślę, że po prostu jest przewrażliwiona na tym punkcie. Louis zaczyna się przed nią otwierać i bardzo mi się to podoba, mam nadzieję, że Lily niedługo też zacznie mu się zwierzać i chociaż wiem, ze do swojej choroby tak łatwo się nie przyzna, to jednak Louis z biegiem ich rozwijającej się znajomości, zacznie odkrywać jej tajemnicę. Widać, że oboje są bardzo samotni, niby Lily ma Dana, Louis znajomych, ale oboje potrzebują innego, lepszego wsparcia...świetnie zbudowałaś ich relację i umieram już z ciekawości jak dalej potoczą się ich losy i co dzieje się z Danem!
Kochana, czekam na kolejny rozdział, życzę dużo weny i wszystkiego dobrego ;) Komentarz trochę chaotyczny, ale mam nadzieję, że choć odrobinę podołałam, w końcu chciałam napisać w nim wszystko, co czułam podczas czytania :)
UsuńBuziak!
http://forfeit-harrystylesfanfiction.blogspot.com