Ten dzień był naprawdę dziwny. Począwszy od bałaganu w domu i kłótni z Danem, aż do kolejnego spotkania z Louisem, gdzie bezsensownie naskoczyłam na niego, a chwilę potem, jak gdyby nigdy nic opowiedział mi o Margaret.
Moja relacja z chłopakiem nie mogła być zdrowa. Nie był tu ze mną, ponieważ zainteresował się moją osobą. Nie był tu ze mną, bo być może pragnął mnie poznać. On tęsknił za ukochaną, a ja jedynie mogłam mu ją przybliżyć. Teraz już wiedziałam dlaczego na rynku rozpoczął temat o utracie bliskiej osoby, a potem wieczorem, w parku. Nie wzbudziło to we mnie żadnych podejrzeń, ale czy powinno? Tym bardziej, że to nie był jedyny wątek z jego życia, który zdołałam poznać w tak zaskakująco szybkim czasie, podczas gdy jedyne informacje na mój temat, jakie osiągnął to imię, miłość do muzyki, ukochane miejsce w parku i fakt, że nie przepadam za klubami. Nie lubiłam robić z własnego życia spektaklu. Z resztą, nawet nie miałam się czym chwalić w przeciwieństwie do barwnego życia Louisa.
– O czym myślisz? – Usłyszałam zaciekawiony głos chłopaka. Nie patrzył na mnie. Bawił się drobinkami piasku przesypując je z ręki do ręki.
– Właściwie to o niczym ważnym – poinformowałam go, nie chcąc zagłębiać się w temat własnych myśli. Czułam się z tym dziwnie i niekomfortowo. Może dlatego, że nigdy nie usłyszałam podobnego pytania zaadresowanego bezpośrednio do mnie, bo niby kogo miałoby to obchodzić?
– Coś się stało? – Przestał bawić się piaskiem i skierował wzrok na mnie. – Czymś cię uraziłem? Może za dużo mówię i cię zanudzam? – Wypytywał, dociekliwie szukając problemu. Potrząsnęłam przecząco głową.
– Nie – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – Po prostu zastanawiam się dlaczego mi to wszystko mówisz, czuję się z tym nieswojo, nie znamy się, a ty bez żadnych oporów opowiadasz mi pół swojego życia. To dziwne, naprawdę dziwne. – Po krótkiej chwili zastanowienia pożałowałam swoich słów. Nie wiedziałam dlaczego zrobiłam się taka wylewna. Czy jednak pomyliłam się i narkotyk nadal działał? Czy może byłam rozdrażniona przez zachowanie Dana? A może jedno i drugie?
– Ty z kolei nie mówisz o sobie nic. Czego się boisz? – Zdziwił mnie swoją wypowiedzią. Myślałam, że zawstydzi się, zacznie bezsensowne usprawiedliwienia, albo zabraknie mu słów, pożegna się i ucieknie, a tymczasem rozżarzyłam ogień. On oczekiwał moich wspomnień, ale przecież nie miałam się czym chwalić.
– Nie znamy się. – Podkreśliłam tę frazę po raz kolejny.
– Chcę cię poznać.- Nie przestawał nalegać, a jego wzrok wypalał mi oczy, których mimo wszystko nie potrafiłam od niego odwrócić. – Jak inaczej mam to zrobić? Powiedz mi. Jak mam cię poznać skoro ty milczysz?
– A dlaczego chcesz to robić? – Zerwałam się z piasku i otrzepałam dłonią spodenki, na których osadzone były jego drobinki. – Może ja nie chcę żebyś mnie poznawał. – Ta cała sytuacja wydawała mi się taka głupia, wręcz chora i właściwie nie wiedziałam po co nadal ją ciągnęłam.
– Więc dlaczego tu ze mną jesteś? Dlaczego ze mną rozmawiasz? Dlaczego mnie do cholery nie spławiłaś tylko stoisz tu ze mną i słuchasz rzeczy, które najwyraźniej cię nie obchodzą? – Również podniósł się z siedziska i kontynuował wypalanie moich oczu na wylot. – Czego się boisz? – powtórzył ponownie to samo pytanie, które zadał jakiś czas temu, lecz tym razem o ton ciszej.
Westchnęłam ciężko. Nie mogłam opowiedzieć mu swojego życia. Wstydziłam się i wzbraniałam przed tym, jak małe dziecko, które nie chce przyznać się, że właśnie zrobiło coś złego, co z pewnością nie zostanie pochwalone.
– A może nie jestem osobą, którą warto poznać? – Kombinowałam, aż w końcu wymyśliłam coś, dzięki czemu odwlekę dalsze naleganie.
– Wiem, że jest inaczej. – Upierał się.
– Dlaczego?! Bo przypominam ci Margaret?! – wykrzyczałam, choć nie miałam zamiaru mówić tego na głos. W pierwszym odczuciu myślałam, że to jedynie głos w mojej głowie, ale gdy zobaczyłam wyraz twarzy Louisa zrozumiałam, że wyszło to ze mnie zupełnie nieoczekiwanie – przynajmniej tak się usprawiedliwiałam.
Mimika chłopaka zmieniała się tak szybko i drastycznie, że gdyby obecnie uczestniczył w castingu, gdzie poszukują aktora do roli w dramacie, z pewnością dostałby tę robotę.
Złość, gniew, rozżalenie, smutek, rozczarowanie… nagle zbladł, odwrócił spojrzenie i zrobił kilka kroków do przodu, dzięki czemu zdołał mnie ominąć. Nie poszedł dalej. Zatrzymał się i patrzył na mnie tym samym zabłąkanym spojrzeniem, które wkrada się na jego twarz, gdy zapatruje się w nieokreślone bliżej miejsca i zacięcie o czymś myśli.
– Przykro mi, że tak uważasz. Nie powinienem był o niej wspominać.
Opętały mnie piekielne wyrzuty sumienia, gdy tylko zauważyłam, jak oddala się ode mnie. Nie obejrzał się nawet jeden jedyny raz. Chyba go zraniłam. Na pewno go zraniłam! Czułam się dziwnie i niezręcznie. Ta znajomość prowadziła do nikąd. Bez sensu. Chociaż czułam się, jakbym znała go od dawna. Gdy powoli znikał mi z horyzontu, moje wnętrze przebiegła pustka… Chyba nawet kilkakrotnie, ponieważ ucisk w żołądku nie pozwalał mi trzymać przy sobie dobrego samopoczucia. Zastanawiałam się nawet, kiedy się zmęczy, ale jednak ona… ta pustka oczywiście, najwidoczniej się nie męczyła. Za to mnie tak. Doszczętnie.
– Zaczekaj! – wrzasnęłam żałośnie mając nadzieję, że mnie usłyszy i rzuciłam się pędem za nim.
Dla uściślenia - nigdzie nie widziałam Louisa. Ile czasu musiało upłynąć zanim postanowiłam go dogonić? Dla mnie była to chwila, ale najwyraźniej minęły całe wieki. Mimo to biegłam dalej, rozglądając się przy tym na boki. Nie zapamiętałam drogi powrotnej, a czarna zasłona nocy uniemożliwiała mi zlokalizowanie odpowiedniej trasy. Wciąż sugerowałam się obłożoną betonowym deptakiem ścieżką błagając w myślach, by jednak się udało. Zaprzysięgłam się na wszystko co kocham, że opowiem mu kilka anegdot z życia, skoro tak bardzo mu na tym zależało tylko niech w końcu pojawi się w zasięgu mojego wzroku.
Nie miałam dobrej kondycji. Z upływem czasu męczyłam się bardziej. Bieg przerodził się w trucht, aż ostatecznie skończyłam na szybkim marszu. Gałęzie wybijające się z grubych pni drzew sprawiały, że nieoświetlone miejsce dostarczało mi dreszczy. Co chwila oglądałam się za siebie, by upewnić się, że nikt za mną nie idzie.
Przeklęty Louis. Zaprowadził mnie nad jezioro, którego nigdy nie widziałam, a potem zostawił na pastwę losu, nie martwiąc się, że mogę się zgubić pośród labiryntu przytłaczających zarośli. Każdy szelest doprowadzał mnie do szału, a wyrzuty sumienia przeradzały się w czysty gniew. Sprawił mi dobrą nauczkę.
Na szczęście kilkanaście metrów dalej zauważyłam tłumiący się po między liśćmi koron drzew blask latarni. To musiało znaczyć, że jestem już w pobliżu cywilizacji. Przyspieszyłam kroku i za moment usłyszałam także warkot silników samochodów. Odetchnęłam z ulgą. O tak późnej porze wolałam być jednak wśród ludzi, tak dla bezpieczeństwa.
Samo wejście na chodnik ciągnący się wzdłuż jezdni pozwolił mi pozbyć się ciężkiego worka strachu, który niosłam przez większość drogi. Rozejrzałam się, starając się złapać orientację w terenie i obrać odpowiednią trasę do domu, lecz nie trwało to długo, przy czym moje poszukiwania uległy natychmiastowemu rozwianiu. Ujrzałam go. Louis siedział na przydrożnej ławce i przeglądał coś w telefonie komórkowym. Musiał być strasznie samotny skoro postanowił nie wracać do domu i spędzać czas na mieście. Może pod tym względem mamy coś wspólnego? A może po prostu nie chciało mu się spać, zepsułam mu tę noc i nie chciał wracać do domu?
Ostrożnie i prawie bezszelestnie zbliżyłam się do ławki i usiadłam obok szatyna. Spojrzałam na niego, lecz nie zawracał sobie głowy moją obecnością. Może nawet nie wiedział, że to ja. Ułożyłam wygodnie plecy na oparciu siedziska i przymknęłam oczy przypominając sobie swoje ciche obietnice złożone w akcie desperacji zaraz po jego odejściu.
– Gdy byłam mała, niezależnie od pory roku, kochałam bujać się na huśtawce w miejscowym placu zabaw. Nigdy nie zamieniłam jej na zjeżdżalnie, albo inną zabawkę, która mogłaby dostarczyć mi nowych atrakcji. Wkurzałam się, gdy inne dzieciaki zajmowały ją i często wszczynałam z tego powodu bójki i kłótnie. Byłam niesforna, ale dzięki temu wszyscy zapamiętali, że huśtawka należy do mnie. Pierwszą gitarę dostałam dokładnie na moje ósme urodziny. Nie była nowa, a trzymając ją na kolanach wyglądałam komicznie. Niektórzy śmiali się, że jest większa ode mnie, choć wcale tak nie było. Ale fakt, jej wielkość zdecydowanie utrudniała mi naukę gry. Uczyłam się sama, podobnie jak na fortepianie, w świetlicy. Był czas, że całe dnie spędzałam w swoim pokoju i czytałam podręczniki ze wskazówkami i nutami. Droga przez męki, ale… udało się. Ta gitara towarzyszy mi do dziś. Uwielbiam ją. – Dopiero teraz poczułam na sobie wzrok Louisa. – Wiesz… byłam, jestem i podejrzewam, że do końca życia będę samotniczką. Nigdy nie miałam prawdziwych przyjaciół. Zraziłam się do ludzi, gdy wysłali mnie do przedszkola. Miałam zaledwie cztery latka. Dzieciaki śmiały się ze mnie, nazywały dziwolągiem, brudasem i czasem czarownicą… Czarownicą, bo mam mały garb na nosie, jak ta lalka na miotle zawieszona zaraz nad tablicą. – Zamyśliłam się przez moment, ponownie zamykając oczy. – Kto do licha wymyślił żeby w przedszkolu wieszać jakieś wiedźmy?! – Zachichotałam cicho. – Na początku się tym przejmowałam, płakałam, nie mogłam spać, udawałam choroby, chciałam uciekać, ale potem przywykłam, stwierdziłam, że tak już widocznie musi być, że ja taka jestem. Z biegiem czasu, zmieniłam się. Co prawda, nadal budziłam odrazę wśród rówieśników, ale i coraz większy postrach, o czym wspomniałam już wcześniej. Tak naprawdę nie chciałam taka być. Chciałam być lubiana. Chciałam mieć masę koleżanek, przyjaciółek… A czasem? Czasem po prostu marzyłam o jednej jedynej osobie, która mnie wysłucha… Chociaż na chwilkę, tak żebym mogła powiedzieć tylko, że jest mi źle i mogłaby zniknąć. Potrzebowałam mówić, ale nikt nie chciał mnie słuchać, potrzebowałam się wygłupiać, biegać, szaleć, stroić się w piękne sukienki, których nigdy nie miałam, śpiewać piosenki ukochanych boys bandów i kłócić się o ich członków z koleżankami, jak każda normalna nastolatka. Nie dostałam tego. Momentami zastanawiałam się, dlaczego? Czym sobie na to zasłużyłam? Ale wiesz co? W pierwszej chwili pomyślałam sobie, że może nie jestem warta tego wszystkiego, ale z czasem zmieniłam tok myślenia. Dosięgnę szczęścia i nadal w to wierzę. – Otworzyłam powieki i zamrugałam nimi kilkakrotnie, ponieważ obraz przede mną stał się zamglony. Widziałam wszystko, jakbym przez moją krótką wzmiankę cofnęła się do przeszłości. Czułam ból, lecz nie taki sam, jak kiedyś. A najgorszy był fakt, że do tej pory nie osiągnęłam jeszcze nic. Nie pomogłam sobie w żaden sposób. Stanęłam w miejscu, w ślepym zaułku, ponieważ nieświadomie wybrałam złą drogę.
Parę minut zajęło mi otrząśnięcie się z transu wspomnień. Spojrzałam na Louisa, wyczekując jego reakcji. Myślałam, że jakoś skomentuje moje zwierzenia, pocieszy lub powie, że jest mu przykro, albo zaprotestuje, że to nic takiego, że chce wiedzieć więcej konkretów i jakie było moje zdziwienie, gdy jedynie ujął mą dłoń i ścisnął ją delikatnie, a na jego twarzy pojawił się nieodgadniony półuśmiech. W tym momencie chciałam spytać, co o tym myśli, czy chce wiedzieć coś więcej, czy ma jakieś pytania… ale mimo wszystko czułam ulgę, że po prostu milczał. Może odczuł satysfakcję, że dogoniłam go i zdradziłam kilka małych wątków? Nie ważne. Choć była to tylko kropla w morzu, czułam się obnażona. Jakbym zdjęła biustonosz przed kilkutysięczną widownią napalonych mężczyzn. Nikt, prócz mnie samej nie znał szczegółów mojego życia. Jedynie Dan zapoznał się z ogólnym jego zarysem. I to właśnie on znał mnie najlepiej… mnie z kiedyś.
…
Zbliżające się słońce łamało swoimi
promieniami pozostałości po zaciemnionym mroku nocy. Księżyc żegnał się,
ustępując miejsca, które zajął przez kilka godzin na niebie i ulatniał się
zanikając gdzieś za ciasno rozmieszczonymi budynkami, a ja wciąż przesiadywałam
z Louisem na tej samej przydrożnej ławce. Niezręczna cisza wynikająca z mojej
opowieści uleciała w zapomnienie. Nie wracaliśmy już do wspomnień. Po prostu
rozmawialiśmy. O wszystkim i o niczym. O tym co ma dla nas znaczenie, ale i o
tym co go nie ma. Żartowaliśmy, śmialiśmy się, a gdy przyszedł czas pożegnania,
wymieniliśmy się numerami telefonów i zaraz po krótkim naleganiu Louisa, że
jednak odprowadzi mnie do domu i moich wielokrotnych odmowach, każde z nas
poszło w swoją stronę.
Czas mijał tak szybko, a łaskotanie w żołądku stało się całkiem przyjemne, gdy podczas powrotu, przypominałam sobie żartobliwe komentarze Louisa rzucane dyskretnie na temat przechodniów, gdy tylko ujawniłam mu fakt, że potrafię prześwietlić ludzi na wylot. Jego śmiech, tłumiący się po każdej żartobliwej wzmiance, stał się moim ulubionym dźwiękiem.
Leżąc we własnym łóżku zdałam sobie sprawę, że Louis znów się zmienił. Stał się taki jakby bardziej rozpromieniony, z nutką szaleństwa. Nie było w nim nic, co mogłoby ponownie wzbudzać w mojej głowie myśli o rzekomym obłąkaniu, tak jak to uświadamiałam sobie z czystych pozorów.
Czy mogę już powiedzieć, że go poznałam? Wydaje mi się, że nie, to wciąż zbyt mało, jednak zachęca do dalszego interpretowania jego osoby, wpajania jego słów, nawet tych nikłych i zapamiętywania wyrazu jego twarzy, oczu… w każdej możliwej sytuacji.
Z zamysłu wyrwał mnie dźwięk sms’a. Sięgnęłam po telefon, będąc prawie pewną, kto jest nadawcą wiadomości. To nie dziwne – w końcu mogły być to tylko dwie osoby…
„Dziękuję. Louis.”
„Ja też… dziękuję.”
Cokolwiek miało to znaczyć…
Cóż… Na kilka godzin zapomniałam o Danie i nawet nie zainteresował mnie fakt, że jeszcze nie wrócił do domu. Chyba powinnam się martwić, jednak myśl, że dziś, po raz pierwszy śmiałam się tak, jak zawsze tego chciałam, przysłoniła mi wszelkie zmartwienia i skutecznie, chwilowo, wymazała Dana z głowy.
Zatopiona w błogim nastroju zamknęłam oczy. Po chwili usnęłam.
Chyba odnalazłam bratnią duszę. Przyjaciela.
Czas mijał tak szybko, a łaskotanie w żołądku stało się całkiem przyjemne, gdy podczas powrotu, przypominałam sobie żartobliwe komentarze Louisa rzucane dyskretnie na temat przechodniów, gdy tylko ujawniłam mu fakt, że potrafię prześwietlić ludzi na wylot. Jego śmiech, tłumiący się po każdej żartobliwej wzmiance, stał się moim ulubionym dźwiękiem.
Leżąc we własnym łóżku zdałam sobie sprawę, że Louis znów się zmienił. Stał się taki jakby bardziej rozpromieniony, z nutką szaleństwa. Nie było w nim nic, co mogłoby ponownie wzbudzać w mojej głowie myśli o rzekomym obłąkaniu, tak jak to uświadamiałam sobie z czystych pozorów.
Czy mogę już powiedzieć, że go poznałam? Wydaje mi się, że nie, to wciąż zbyt mało, jednak zachęca do dalszego interpretowania jego osoby, wpajania jego słów, nawet tych nikłych i zapamiętywania wyrazu jego twarzy, oczu… w każdej możliwej sytuacji.
Z zamysłu wyrwał mnie dźwięk sms’a. Sięgnęłam po telefon, będąc prawie pewną, kto jest nadawcą wiadomości. To nie dziwne – w końcu mogły być to tylko dwie osoby…
„Dziękuję. Louis.”
„Ja też… dziękuję.”
Cokolwiek miało to znaczyć…
Cóż… Na kilka godzin zapomniałam o Danie i nawet nie zainteresował mnie fakt, że jeszcze nie wrócił do domu. Chyba powinnam się martwić, jednak myśl, że dziś, po raz pierwszy śmiałam się tak, jak zawsze tego chciałam, przysłoniła mi wszelkie zmartwienia i skutecznie, chwilowo, wymazała Dana z głowy.
Zatopiona w błogim nastroju zamknęłam oczy. Po chwili usnęłam.
Chyba odnalazłam bratnią duszę. Przyjaciela.
Hej wszystkim!
Dopiero wróciłam, a znów znikam na kilka dni, dlatego postanowiłam, że dodam rozdział szybciej. Pisałam go w skutek bezsennej nocy i nawet nie zdążyłam należycie się z nim zapoznać, także nie wiem, czy są w nim jakieś błędy, literówki, powtórzenia... Poprawię to niebawem.
Co do treści, opinię pozostawiam Wam.
Wczoraj zrobiłam sobie "dzień nadrabiania zaległości". Jeśli kogoś pominęłam to łapka w górę i biegnę czytać.
Wczoraj również postanowiłam, że nieco pozmieniam w zakładce widownia .Zapraszam do odwiedzenia tej podstrony. Myślę, że każda z opowieści, która została tam umieszczona, jest jak najbardziej godna polecenia. Ja uwielbiam każdą z nich i szczerze podziwiam autorki za talent. :)
To by było chyba na tyle...
Dziękuję za komentarze i proszę o więcej!
Zapraszam także do zagłosowania w ankiecie i obserwacji bloga.
Miłego dnia! :)
Witaj! ;*
OdpowiedzUsuńDla Twojej twórczości zawsze znajdę wolną chwilę, o to się nie musisz martwić :) A akurat czekałam, aż coś dodasz, nawet zaglądałam tutaj kilka dni temu. Bardzo się ucieszyłam widząc Twoją informację.
Podobał mi się ten rozdział. Nie znalazłam nic do czego mogłabym się przyczepić.
I otworzyła się przed nim... Widać było, że jest jej ciężko powiedzieć komuś zupełnie obcemu o swoim życiu, ale przełamała się. To jest najważniejsze. Cieszy mnie to, że zaczyna darzyć Louisa zaufaniem i widzi w nim przyjaciela. Tak! Jak już wcześniej wpisałam, po tym co w życiu przeszła, zasługuje na coś dobrego. Przyjaźń z Louisem to dopiero początek.
Trochę taki nieogarnięty rozdział, ale wrzesień jest dla mnie koszmarny. Szczególnie początek. Praktyki wyciskają ze mnie całą energię, a też nie chciałam na później odstawiać czytania.
Czekam na kolejny!
Pozdrawiam xx
Ups. No to uraziła Louisa. Ale on sie źle zachował tak ją zostawiając samą. Na dodatek nie znała tego miejsca. Na szczescie dala sobie rade i spotkala ou ponownie. A raczej przez przypadek go odbalazla. I opowiedziała mu o sobie! Nareszcie sie otworzyla przed kims. Juz nie moge sie doczekac az będą razem! Bo mam nadzieje ze będą.
OdpowiedzUsuńP.S. przepraszam za błędy ale jestem na komórce.
Pozdrawiam serdecznie!
Kochana, już ci to mówiłam i powtórzę - wypośrodkuj tekst! Wypośrodkowane rozdziały czyta się znacznie łatwiej :)
OdpowiedzUsuńOgólnie rozdział bardzo przyjemny i fajny, jak zawsze.
Serio Louis się obraził o takie coś? Ja myślę, że to nie Lilly ma problem, a on. Rozumiem, że interesuje go przeszłość i życie dziewczyny, ale to chyba nic dziwnego, że nie chce się otworzyć przed nieznajomym.
Cieszę się jednak, że w końcu to uczyniła, nawet jeśli była to niewinna historyjka z jej życia. Widać, że zaczynają się coraz bardziej lubić i rozumieć.
Mam nadzieję, że Lilly wkrótce zrozumie, jak nieodpowiedni dla niej jest Dan.
Bardzo przepraszam za tak krótki komentarz, ale i tak ledwie znalazłam czas, by go napisać. Poprawię się pod następnymi rozdziałami, jeśli tylko czas mi na to pozwoli.
Życzę weny! :*
Być może faktycznie czyta się łatwiej, jednak wtedy dużą ilość czasu pochłaniałoby mi uporządkowanie akapitów, które zamiast być na równych odległościach, znajdują się tam, gdzie chcą. A ja nie mam na to czasu.
UsuńNie wiem, może nie znam się na tym i nie umiem tego zrobić... W każdym razie póki co, musi być, tak jak jest. :)
Pozdrawiam i życzę miłego dnia. :)
Aa, najpierw podziękuję, że umieściłaś mnie w zakładce "widownia", jestem naprawdę wdzięczna i zaskoczonaa :) Ułożyłabym, aż wierszyk ze wzruszenia, jednakże czasu kochana nie mam! Aczkolwiek, w niedalekiej przyszłości, rozwieję twoje możliwości i.... Dupa, nie nadaję się do tego ;d
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału, to było dzisiaj mnóstwo przemyśleń Lilly. Powinnam jej chyba wręczyć jakąś nagrodę, ponieważ wygarnęła Louisowi fakt, iż zaznaczył, że przypomina mu jego byłą. Tak, wiem; znowu się tego czepiam, ale naprawdę mnie to irytuje!
Jak na początkującą znajomość, dosyć szybko się pokłócili. Jakbym widziała siebie ;p Mam przeczucie, że relacje Lou i Lilly będą rozwijać się w bardzo powolnym stopniu, ponieważ ich charakterki są różne. Ach, nie potrafię się dzisiaj wysłowić!
Cieszę się, że nasza panienka z gitarą wyznała nie tylko chłopakowi coś o siebie, ale i również nam, czytelnikom. W ten sposób jesteśmy z nią bliżej i jestem bardzo zadowolona. Ucieszył mnie również fakt, iż Lilly przyznała przed samą sobą, że Lou jest już jej przyjacielem, aczkolwiek dla mnie to nadal świeża znajomość :)
Masz już kolczyk cztery lata? Uuu, nieźle. Nie znudził Ci się? W moim otoczeniu, każda osoba, która ma "przedziurawiony" jęzor, wyjęła kolczyk po jakimś roku, więc jestem troszkę zaskoczona ;d Ja sobie postanowiłam jasno; nosek, potem język ;>
Czekam na szósteczkę, przepraszam, że dzisiaj tak jakoś chaotycznie i dziękuję za aktywność u mniee :) Jezu, ja dzisiaj piszę jak jakiś polityk xD Za dużo naoglądałam się "Rancza" i Senatora Kozioła xDD
Buziaki ;*
No hej :)
OdpowiedzUsuńTyle Louisa i Lily! A ja chcę ich jeszcze więcej! I nie dziwię sie Lily, że ona nie chciała podzielić się z nim swoją przeszłością. po pierwsze, rzeczywiście słabo się znają, a po drugie, jej przeszłość trzeba przyznać jest nieciekawa. I tak się właśnie zastanawiałam, jak chłopak zareaguje na te informacje. I tu mnie zaskoczył, bo nie zaczął jej pocieszać ani nic, ale i tak ją wspierał. Tak powinien zachować się przyjaciel.
Ale znowu zaniepokoiła mnie nieobecność Dana. Skoro zostawił ją w tym klubie i teraz nie pojawił się w domu, to może on jej nie olał, tylko coś mu się stało? Nie to, żebym się o niego martwiła, nie lubię go i chyba nie polubię. Ale może go porwali, czy coś? W końcu on ma tendencję do pakowania w kłopoty siebie i Lily. Oby tylko nie wynikło z tego coś złego...
Czekam na nexta, pozdrawiam i przepraszam za chaos w komentarzu...chyba czytanie i komentowanie z samego rana to niezbyt dobry pomysł... :*
Ten rozdział był bardzo wrażliwy i delikatny. Dużo w nim uczuć i przeżyć Lilly. Trochę się z nią zgadzam. Wydaje mi się, że w pewien sposób Louis ją wykorzystywał, bo przypominała mu jego dawną miłość. Uważam, że dobrze zrobiła, wygarniając mu to. Nie powinien obarczać jej wszystkimi swoimi myślami i wspomnieniami, tym bardziej, że dziewczyna jakby nie utożsamia się z nim i tym, co mówi chłopak. Cieszę się, że Lilly jednak się przed nim otworzyła i uchyliła rąbka tajemnicy o swojej przeszłości, która nie jest za kolorowa. Dzieci w przedszkolu, czy nawet podstawówce, naprawdę potrafią być okropne i ranić. Sama miałam w latach wczesnodziecięcych koleżankę, za którą nikt nie przepadał i wiem, że było jej ciężko. Mile zaskoczyła mnie reakcja Louisa. On po prostu był, bo wiedział, że dziewczyna tego potrzebuje. Wymiana smsowa była bardzo słodka i cieszę się, że Lilly uważa Lou za przyjaciela, osobę, której może zaufać i wyżalić się, ale jednak cały czas uważam, że to dość świeża znajomość i może troszkę za szybko określiła go mianem „przyjaciela”, choć gorąco kibicuję tej relacji. Zastanawia mnie też, gdzie jest Dan? Czyżby zapił nockę i przyjdzie na niezłym kacu?
OdpowiedzUsuńKochana, bardzo przepraszam Cię za ten komentarz, ale nie umiem nic ładnego i składnego wymyślić, zresztą to samo mam z własnym rozdziałem, a chciałam koniecznie napisać dzisiaj, bo w tygodniu nie mam kompletnie czasu.. Jakieś choróbsko mnie łapie i powoli rozkłada, mam już stan podgorączkowy i nie mam na nic sił… Obiecuję, że pod następnym rozdziałem napiszę coś lepszego!
Całusy! :*
P.S. Mi też dużo osób mówi, że mam wypośrodkować tekst, ale tak jak Ty- nie umiem :D
OdpowiedzUsuńWitaj kochana!
Bardzo się cieszę, że rozdział pojawił się w dość krótkim odstępie czasu. Umilil mi powrót do domu :)
Na początku chciałabym Ci bardzo podziękować za umieszczenie moich blogów w zakładce widownia. Bardzo się cieszę i jest mi niezmiernie miło, że się tam znajduje. Dzięki wielkie kochana :*
Co do rozdziału to wydaje mi się, że nawet jest ciut dłuższy. A to dobrze!
Treść oczywiście jak zawsze bardzo ciekawa.
Od razu lepiej się czyta, gdy nie uczestniczy w akcji Dan xD Nie cierpię go grrr ;/
Idealnie pokazujesz impulsywnosc głównej bohaterki. Wpierw jest zamyślona, cicha, a później jak huknie - można się przerazić. Bardzo mi się to podoba.
Zrobiło mi się strasznie szkoda Louisa, gdy Lilly na niego tak naskoczyla, ale czy ktoś mówił, że będzie łatwo? No właśnie...
To było świetne, gdy usiadła na ławce obok niego i zaczęła opowiadać o swoim życiu, które no cóż nie było kolorowe.
Louis idealnie mi pasuje na przyjaciela dziewczyny, bo Lilly jesr tak naprawdę bardzo samotna. W końcu nie może liczyć na swojego chłopaka.. Ma ją po prostu gdzieś..
Kocham troskliwego Louisa <3
Czekam na next i życzę mnóstwo weny .xx
Kocham, @youmakememad96 .xx
Witaj!
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że na razie nie skomentuje rozdziału, ale naprawdę nie mogę. Chciałam Cię tylko poinformować, że nadal czytam Twoje opowiadanie i niebawem tu wrócę i nadrobię zaległości. Mam nadzieję, że mi to wybaczysz.
Pozdrawiam i jeszcze raz bardzo przepraszam
Mroczna
Hej kochana!:)
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, bardzo dziękuję za komentarze u mnie. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że moje rozdziały tyle emocji u Ciebie wywołały;) Taki był mój cel i cieszę się okropnie, że go osiągnęłam:D
Bardzo pozytywnie zaskoczyłaś mnie tym, że cały rozdział poświęciłaś Louisowi i Lilly. Dzięki temu dokładnie poznajemy relacje jakie się między nimi rodzą, a ja Ci się przyznam, że im coś się wolniej rodzi między bohaterami, tym więcej emocji mi to dostarcza. I bardzo cieszę się, że ta ich przyjaźń rozwija się dość wolno i że nie jest im łatwo do siebie dotrzeć. Bo mimo iż buzia im się nie zamyka i mają wrażenie, że znają się od zawsze, to jednak nie jest to na razie taka prawdziwa przyjaźń i nie mówią sobie wszystkiego. To oczywiście jest normalne i wcale mnie nie dziwi, w końcu praktycznie się nie znają, a Lilly powtórzyła to chyba z pięć razy:D Ale to mi się właśnie najbardziej podoba - pokazujesz i trudności i efekty, wszystko toczy się swoim rytmem, nikt nikomu się nie narzuca, nikt niczego nie oczekuje. Po prostu są dla siebie miłą odskocznią od problemów i życia codziennego i to an razie tyle. A jak to się będzie rozwijało z czasem? Mam nadzieję, że do przodu, bo skoro mają już swój numer to jestem pewna, że go wykorzystają.
Szczerze powiedziawszy ja nadal trochę obawiam się, że Lilly jest dla niego trochę jak Margaret i że chce poznać ją dlatego, że ma nadzieję, że jest do niej podobna. Mam nadzieję, że to przykre wrażenie niedługo mi minie i wcale nie o to mu chodzi. Poza tym wydaje się być fajnym chłopakiem, który dodaje życiu Lilly trochę barw, a to przekonuje mnie by go lubić. Może naprawdę stanie się jej przyjacielem?
Czekam na następny rozdział i życzę Ci dużo weny!:*
Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że cały rozdział został poświęcony Lilly i Louisowi. Uwielbiam czytać o tym, jak spędzają ze sobą czas i wciąż dowiadują się o sobie nowych rzeczy. Rozumiem obawy dziewczyny i to, że to wszystko mogło wydawać się dziwne. W końcu Tomlinson zwierzył jej się z osobistych doświadczeń, a nie zna tak dobrze dziewczyny. Ale uważam, że to jest dowodem na to, iż Lilly jest warta zaufania. Myślę, że dzięki temu wyznaniu poczuł się nieco lepiej, ktoś w końcu mógł go wysłuchać. Lilly potrzebowała dokładniej tej samej osoby, tego samego, choć trudno jej się do tego przyznać.
OdpowiedzUsuńRozumiem, że się zdenerwowała i jest trochę nieufna wobec Louisa. Znają się krótko, a życie przecież uczy nas, że na świecie bardzo ciężko o prawdziwych przyjaciół. Jestem jednak pewna, że Lou to dobry człowiek, zasługujący na chwilę uwagi. Nic więc dziwnego, że chciał dowiedzieć się czegoś o dziewczynie, czegokolwiek. Szkoda, że Lilly zareagowała tak gwałtownie, a wspomnienie Margaret sprawiło mu przykrość.
Ale cieszę się, że dziewczyna postanowiła pognać za Louisem, znaleźć go i uchylić rąbka tajemnicy ze swojego życia. Odnoszę wrażenie, że przyszło jej to z łatwością, po prostu bardzo się tego bała. Ja również wierzę, że Lilly odnajdzie swoje szczęście i ogromnie cieszę się z tego, że sama pokłada w to wielkie nadzieje. Louis znalazł się w jej życiu w odpowiednim momencie, tak myślę. Nada cieplejszych kolorów i liczę na to, że dziewczyna będzie się częściej śmiała.
Kochana, czekam na rozdział kolejny, dużo weny Ci życzę i czasu! Pozdrawiam gorąco x
Jej, super, naprawdę. Louis jest super, taki trochę nawet słodki :D
OdpowiedzUsuńNo, ale Dana to ja nie trawię. Jak można zostawić dziewczynę samą w nieznanym klubie ? Dobrze, że trafił się Louis ;3 Mam nadzieję, że wyjawisz w następnych rozdziałach trochę więcej z przeszłości Lilly. No i ciekawe jak poznała Dana ? W każdym razie czekam na kolejny rozdział. Pozdro :D
dont-tell-me-please.blogspot.com/
Przepraszam,że jeszcze nie skomentowałam, mimo, że Ty skomentowałaś u mnie !
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wszystko, bardzo podoba mi się postać Lily, czuję, że gdyby taka była w realu, szybko nawiązałabym z nią kontakt.
Z 1d najbardziej lubię Zayna, ale Twój Louis, jest naprawdę uroczy i .. nieśmiały?
Tak go odbieram !
Nic tylko czekać na nowy rozdział !
Restiss
barcelonskie-tango.blogspot.com
Prowadzisz bardzo interesujący blog :d Opowiadanie jest ciekawe i takie... dojrzałe :) Podobają mi się wątki z gitarą. Odbieram Louisa jako takiego lalusia, ale wbrew pozorom wydaje się być w porządku i myślę, że niebawem go polubię bardziej ;) Dan... o nim nie mam wyrobionego zdania. Jest taki i taki i taki, że nie da się go określić ani dobrym, ani złym. Lilly jest fajną osóbką. Przeszła swoje, ale zawsze miała przy sobie muzykę i swoją gitarę :))
OdpowiedzUsuńObserwuję :*
Zajrzysz?
http://korean-brother.blogspot.com/p/prolog.html
Hej! Trafiłam na tego bloga przypadkiem jakieś 2 miesiące temu, w każdym razie pamiętam, że były wtedy dwa rozdziały, które postanowiłam w niedługim czasie skomentować co w rezultacie mi nie wyszło bo nie dodałam bloga do obserwowanych i kompletnie o nim zapomniałam. Dzisiaj postanowiłam trochę zareklamować swojego bloga i ponownie trafiłam tutaj. Coś mi się zaczęło przypominać, ale musiałam przeczytać jeszcze raz bo niewiele pamiętałam. W każdym bądź razie jestem i od razu mówię, że jestem wniebowzięta twoim stylem pisania. Pierwszy raz spotykam się z takim opowiadaniem i muszę przyznać, że od samego początku mnie zaciekawiło:) Lilly (moja imienniczka:D) to bardzo ciekawa postać. Nie wiem jak wytrzymuje w swojej obecnej sytuacji i nie chodzi tu o granie na ulicy, bo przecież robi to co kocha, ale raczej mam na myśli Dana. Podziwiam ją za to, że z nim wytrzymuje, ja jestem raczej typem dziewczyny, która nie pozwoliłaby sobie na takie traktowanie.
OdpowiedzUsuńŚwietnie się dogadują z Louisem, chyba faktycznie znalazła przyjaciela. Genialnie to wszystko wymyśliłaś, również uważam, że ich spotkanie nie było przypadkowe:D
Strasznie jestem ciekawa co będzie dalej;)
Życzę ci dużo weny i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział, na pewno wpadnę;* Oczywiście obserwuję;)
Buziaki - Lilly <3
Zapraszam do siebie ;) loveeorfriendship.blogspot.com
Wydaje mi się, że Lily sama nie wie co robi. Wydaje mi się trochę dziwną osobą, nieśmiałą, niepewną siebie, a jednak jest szalona, bo rozmawia z kimś, kogo praktycznie nie zna. Osobiście pomyślałabym, że Louis jest jakimś wariatem i spieprzała gdzie pieprz rośnie, praktycznie każdy by tak zrobił. Ale to jest opowiadanie, więc na brak realizmu możemy sobie zawsze pozwolić! ;)
OdpowiedzUsuńLouis, Louis, Louis... Jest chory, bo tęskni za miłością. Jego psychika jest zniszczona, miłość wyniszcza go od środka, a jednak jedno spojrzenie w oczy Lilly — i już jest innym człowiekiem! Widać od razu, że mu się spodobała. Jednak nie rozumiem jej zachowania; nagle wykrzykuje mu, że po co z nią gada, później sama zaczyna opowiadać o sobie. Obydwoje nie są normalnymi ludźmi, ale to wszystko wina ich miłości — Dan niszczy naszą słodką Lilly, a Louisa zniszczyła już Margaret.
Rozmowa może dużo zmienić. Louis w końcu zaczął normalnie rozmawiać, a Lilly bardziej się otworzyła. Nareszcie ma prawdziwego przyjaciela. Tylko jak na to zareaguje Dan? Wydaje mi się, że może nawet dojść do rękoczynów...
Przepraszam, że tak późno komentuję. Rozdział jak zwykle super, bardzo mi się podoba.
Całuję i życzę weny xx